Mali agenci - "Wigilijne wesele"

Kelsey planuje poprowadzić swój mały biznes jako organizatorka wesel, a jej pierwszym klientem ma być kuzynka - Emily, która planuje ślub w dzień wigilii. Wszystko idzie zgodnie z planem, jednak na przyjęciu zaręczynowym zjawia się Connor. Były chłopak Emily, który zniknął bez śladu kilka lat temu. W dodatku mówi Kelsey w tajemnicy, że jest prywatnym detektywem, który dostał zlecenie, by śledzić pana młodego, a początkująca organizatorka wesel wydaje się być idealną kandydatką na jego partnerkę…


 Z jednej strony uwielbiam święta, z drugiej - szlag mnie trafia, gdy widzę całą tą słodko-durną mieszankę wszystkich możliwych elementów kulturowych. Począwszy od książek, poprzez filmy, a skończywszy na tym, co widzimy w sklepach i na ulicy. Być może jestem osobą staromodną, ale jednak dla mnie święta to czas pogłębiania więzi rodzinnych, kultywowania jakichś tradycji, a nie egoistyczne patrzenie tylko na siebie, znajdowania sobie nowych postanowień i drugiej połówki (oczywiście wszystko się realizuje).

Co za tym idzie - za filmami/książkami świątecznymi również nie przepadam. Główna bohaterka w typie disnejowskiej księżniczki (najczęściej Kopciuszka), która zmienia się dzięki magii świąt i znajduje miłość swojego życia. Jeśli już oglądamy takie coś, nikt nie traktuje tego na poważnie. Coś lekkiego i cukierkowatego, co znamy dobrze, ale przy czym można usiąść i spędzić czas z rodziną. Takie amerykański “Kevin” (pomijając fakt, że to w gruncie rzeczy amerykański film).

Co więc skłoniło mnie do obejrzenia “Wigilijnego Wesela”? Rodzina (a konkretnie mama z siostrą), która uwielbia siedzieć na mojej kanapie i oglądać ckliwie świąteczne filmy, zajadając przy tym popcorn. Bawimy się przy tym przednio, co nie zmienia faktu, że sama z siebie raczej bym tego nie obejrzała.

Ogólnie “Wigilijne wesele” ma ze świętami związany tylko tytuł. Akcja filmu równie dobrze mogłaby się odbywać podczas przerwy wielkanocnej, czy święta niepodległości, albo w zwyczajnym okresie codziennym. Jednakże ślub planowany przez całą akcję ma mieć miejsce w Wigilię i dlatego też “Wigilijne wesele” podpięło się pod nurt filmów świątecznych.

Z jednej strony bardzo dobrze, ale z drugiej już niezbyt. Na pewno film wybija się na tle innych filmów świątecznych (pewnie dlatego, że pierwotnie miał nim nie być), jednak dalej mamy poczucie, że wpasowuje się w ten świąteczno-durny klimat. Producentom na pewno wyszło to na dobre. Bez zimowo-świątecznego klimatu mamy film durny (wprawdzie z pomysłem, ale nadal), ale gdyby go tam zawrzeć - mógłby zostać jedną z lepszych produkcji w tym klimacie.

Jak pewnie ktoś już się zorientował - nie jestem recenzentką filmową. Średnio obchodzą mnie nazwiska aktorów i ich gra, natomiast patrzę na pomysł i jego realizację, a jeśli ten tytuł zawiera jakiś powód dla którego warto się zatrzymać, jest nim główna bohaterka. Ma ona wprawdzie coś z Kopciuszka, ale poza tym jest zaradna, szczera i ludzka. Pewnie dlatego, że przez cały film słyszymy jej przemyślenia. 

Jednak chyba na największe uznanie zasługuje sam pomysł. Zazwyczaj filmy świąteczne są jak już parę razy wspominałam słodko-durne. Nudne, przewidywalne, oczywiste itd. Tutaj natomiast mamy wprowadzenie jakiegoś wątku kwazi kryminalnego, intrygę, sprawy rodzinne.

Podsumowując 5/10
Jak większość świątecznych filmów- ten również jest słodko - durny (szczególnie zakończenie). Nie mniej jednak nie jest tak infantylny jak większość tego typu produkcji. Wprawdzie dalej utrzumje poziom świątecznych filmów, ale skoro już chcemy obejrzeć coś w tym stylu - “Wigilijne wesele” jest bardzo dobrą propozycją.

Komentarze