Kto zje więcej czekoladek challenge - "Świąteczny kalendarz"

źródło: moviemeter.nl

Wielu z Was zapewne pamięta z dzieciństwa wynalazek, jakim jest kalendarz adwentowy. Może nawet jeszcze teraz odliczając dni do Bożego Narodzenia, otwieracie kolejne okienka (albo wszystkie naraz – zdarza się i tak) w poszukiwaniu czekoladki. Jak by nie było – wszyscy to znamy, wszyscy to robiliśmy i wiemy, ile radości to daje. 

Dowiedzieć się o tym ma także bohaterka „Świątecznego kalendarza” Abby – kochająca uwieczniać momenty za pomocą aparatu, ale skazana na pracę w studio fotograficznym, gdzie wykonuje zdjęcia do paszportów i okazjonalnie portrety świąteczne. Choć rodzina nie robi jej wielkich wymówek, jest niezadowolona z takiego wyboru ścieżki życiowej Abby.
Akcja właściwie zawiązuje się wraz z przyjazdem przyjaciela Abby – Josha - z kilkumiesięcznej podróży. Wkrótce bohaterowie pracują razem jako pomocnicy świętego Mikołaja, czyli tego starszego pana, który rezyduje przy centrum handlowym, sadza dzieci na kolanko, szybka gadka, zdjęcie i tak aż do ostatniej zadowolonej z dziecięcia mamusi. Wraz z początkiem grudnia Abby otrzymuje od swojego dziadka nietypowy prezent – kalendarz adwentowy w kształcie drewnianego domu. Okienka otwierają się samoczynnie każdego dnia, ukryte w nich są małe figurki, które, jak szybko się okazuje, niejako przepowiadają przyszłość. Kalendarz jest więc magiczny. Taaak, to tego typu film, bo przecież… magia świąt to nie metafora, lecz rzeczywiste czary (wow). Fabuła dalej rozwija się bardzo typowo – zakochany (i sfriendzonowany) przyjaciel robi wszystko, by Abby zwróciła na niego uwagę, ona dzięki magicznemu kalendarzowi poznaje innego (przystojnego ekhem) gościa, który jest taaaki idealny, w tle historia jej marnującego się talentu do fotografii, poza tym bardzo świątecznie, zimowo, ciepło i przyjemnie. Wszyscy to znamy, wszyscy to robiliśmy… Dalej nie opowiem, bo to byłby spojler, aczkolwiek wy nie wiecie, że ja wiem, że wy wiecie, że ja wiem (buźki dla fanów serialu Friends).  A tak serio, to film bardzo przewidywalny, oczywisty, taki, jakich wiele i mogłoby się wydawać, że przez to zły. Ależ wręcz przeciwnie. To jest film idealny na przerwę świąteczną – niezbyt skomplikowany, ale za to sympatyczny, ciepły, rodzinny i z odrobiną magii. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam jak wiele negatywnych opinii zebrał, bo ja go serdecznie polecam. Gwarantuję, że nieraz się uśmiechniecie - nie tylko ze względu na kilka zabawnych sytuacji, ale także z powodu uroczych momentów. „Świąteczny kalendarz” może skłonić Was też do drobnej refleksji nad tym jak przeżywacie swoje święta i czego tak naprawdę pragniecie. Obsada, zdjęcia i muzyka tworzą dobry klimat zimowego miasteczka, w którym dzieją się małe cuda. 

Mówi się, że magia nie istnieje, dopóki nie spotka Ciebie, dlatego tak sobie myślę, że warto się zastanowić czy magia świąt to rzeczywiście tylko metafora? Może to my jesteśmy tymi, którzy dla innych ją urzeczywistnią? Otwierajcie więc ostatnie okienka Waszych kalendarzy adwentowych i czekajcie. Czekajcie, bo już niedługo zaczną się czary.

Komentarze