Pojawiam się i znikam (i więcej mnie już ni ma) - "Dziewczynka z atramentu i gwiazd" K. M. Hargrave


 źródło: lubimyczytac.pl 

Na odizolowanej wyspie Moya dochodzi do morderstwa. Ciało jednej z uczennic miejscowej szkoły zostaje znalezione w makabrycznym stanie. Nastoletnia Isabella obwinia o wszystko ojca koleżanki z klasy, który kilkanaście lat temu przybył na wyspę i zaprowadził tam nowe porządki. Chcąc bronić honoru swojego taty, Lupe wyrusza w pościg za mordercą, jednak niebezpieczeństwa czekają na nią na każdym kroku, a jej rodzic chcąc ją przed tym uchronić, organizuje wyprawę ratunkową, do której dołącza Isabela w przebraniu chłopca, chcąc przy pomocy narzędzi kartograficznych ocalić przyjaciółkę, ojca, a jak się później okazuje, także rodzinną wyspę… Mam koszmarny zwyczaj kupowania książek pod wpływem chwili. Nieistotne, że na mojej półce do przeczytania jest miliard innych tytułów, ta czy tamta ma bardzo ładną okładkę, ciekawy opis, a w dodatku jest w korzystnej cenie, co za tym idzie - muszę ją mieć. “Dziewczynka z atramentu i gwiazd” właśnie w ten sposób do mnie trafiła (a ze swoją okładką bardzo przydała się w październikowym wyzwaniu).


Ogólnie rzecz biorąc jest tak jak zawsze. Początek bardzo dobry i zgrabny, ale potem autorka plącze się w swoich pomysłach i poziom gwałtownie spada. Jest to wprawdzie książka dla młodego czytelnika (nawet ja nie mam zamiaru tak krytycznie tego oceniać), ale mieliśmy już przecież powieść w niemal identycznym klimacie, która okazała się o wiele lepsza - “Wyspa Nim”. Nie oceniam tego jako plagiat, powiem nawet, że w niektórych aspektach “Dziewczynka” jest lepsza (być może głównie dlatego, że jest skierowana do starszych czytelników). Widać, że całość miała być swoistym retellingiem, co było naprawdę dobre, dopóki autorka trzymała się oryginału i wprowadzała doń własne elementy. Naprawdę liczyłam na podobne zakończenie (które w tym przypadku okazałoby się świetnym wyjściem), jednak autorka postawiła na własną wenę twórczą i postanowiła odejść od zastosowanego wcześniej rozwiązania. Wprawdzie jest ono bliższe gatunkowi, ale jednocześnie odrobinę psuje klimat. Miało być magicznie i mistycznie, choć w tym przypadku (dość przewrotnie zresztą) bardziej magiczne byłoby rozwiązanie realistyczne.
W zasadzie ciężko się zorientować, że mamy do czynienia z debiutem, gdyby nie… pewna rzecz. Jedna z ważniejszych zasad literatury głosi, że nie wprowadzamy elementów bez potrzeby. Jeśli na początku pojawia się jakaś postać, z pewnością pod koniec okaże się ona ważna. Tymczasem autorka wprowadza do powieści wątki “ex machina”. Mamy chłopaka, który przez całą powieść tylko jest (początkowo autorka chyba zamierzała go spiknąć z bohaterką), antagonista który pojawia się przez jeden akapit i wypowiada dwa - trzy słowa, a pewna “grupa” (o której wcześniej prawie w ogóle nie było mowy) znająca prawdę wyłania się z dosłownej nicości pod koniec książki, serwując nam kolejny niepotrzebny wątek.
Mimo wszystko powieść ma także swoje plusy. Jeszcze nie spotkałam się z książką, która będąc skierowana dla osób młodych, wybiera tak poważny temat. Wprawdzie można podpiąć pod to “Zbrodnia nie przystoi damie” (które z czystym sumieniem polecam) jednak w moim odczuciu jest ona skierowana do starszego czytelnika. Natomiast “Dziewczynka” zawiera mrok, spiski, morderstwa, a nawet zachłanność, przy czym jej grupą docelową są dziewczynki około lat jedenastu.
Kolejna warta uwagi sprawa - wydanie. Książka nie tylko zawiera mapki i ładną okładkę - każda strona ozdobiona jest symbolami kartograficznymi (których nazw nie znam, a na które składają się różne linie i kółka). Wygląda to niesamowicie i cieszy oko (a w zasadzie oczy), jednak wielokrotnie złapałam się na tym, że nie zwracam uwagi na tekst, tylko spoglądam na owe majestatyczne kółka. Wprawdzie całość robi wrażenie i naprawdę podziwiam wydawnictwo za cały ten wkład, jednak odrobinę odciąga uwagę od treści. Absolutnie nie jest to złe, jednak sama powieść jest dość przeciętna i można odnieść nieprzyjemne wrażenie, że w ten sposób chciano podnieść jej poziom.
Podsumowując 6/10
Teraz mogę sobie ponarzekać, ale pewnie gdybym znowu miała dziesięć lat to byłaby jedna z moich ulubionych książek. Powieść ma swoje wady i zalety, ale jak na debiut prezentuje się naprawdę wspaniale i jakby na przekór faktu, że jest debiutem skierowanym do młodego czytelnika, wcale nie wybiera łatwego tematu i traktuje go infantylnie. Morderstwo, miłość, przyjaźń… Autorka bardzo dobrze udowadnia, że dla docelowego młodego odbiorcy wcale nie trzeba obniżać poziomu.

Komentarze

  1. Raczej nie planuję czytać, chociaż opis brzmi ciekawie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam ^^
      Wprawdzie są lepsze książki dla młodszych czytelników (wspomniana "Zbrodnia nie przystoi damie"), ale ta też jest warta uwagi.

      Usuń

Prześlij komentarz