Ratując Wielkanoc - "Player One" E. Cline
Źródło: LubimyCzytać.pl
Na potrzeby recenzji zapytałam naszego blogowego grafika, czy jest w stanie zgadnąć co czytam, po jednym z terminów zastosowanych w książce. Hasło brzmiało „wielkanocne jajo” (to nabiera sensu, gdy zostaje przetłumaczone na angielski), a pierwsze skojarzenie naszego grafika, to osoba o pstrokatych włosach. Można się śmiać i twierdzić, że grafik niekoniecznie musi znać się na grach, jednak nawet osoba zaznajomiona z tematem ma z tym problem (po obejrzeniu trailera filmu sama nie wiedziałam o co chodzi).
Takich przykładów jest więcej – Gracz kontra Gracz GkG (Player vs Player PvP), Postacie nie-gracze PNG (Non - playable character NPC), przy czym każdy z terminów został przetłumaczony, poza irl (in real life), które już zostało wyjaśnione w przypisach.
Być może ze względu na liczbę graczy w Meksyku (a także język oryginału), nie było potrzeby objaśniania dość oczywistych terminów (szczególnie że zostały one wyjaśnione w treści), jednak przez to pojawiła się zagwozdka dla polskich tłumaczy. Jakiekolwiek dodatkowe przypisy zniszczą wygląd książki, a przy oryginalnym (i prawidłowym) nazewnictwie – czytelnik nie zrozumie o co chodzi.
Tak więc w całej książce mamy polskie odpowiedniki oryginalnych terminów (oprócz nieszczęsnego irl), z których tylko jeden można przeboleć. Wielkanocne jajo – bo o nim/tym mowa, ma swoje bardzo dobre uzasadnienie dla później powstałych nazw własnych – jajogłowi , jajotorrent (który swoją drogą powinien być w liczbie mnogiej), a co więcej, oryginalny termin pojawił się w przypisach.
Bardzo istotną częścią powieści (a nawet najważniejszą) jest powrót do kultury lat 80. Pierwszy raz widzę coś takiego, a dobitnie świadczy to o „wyczerpaniu” wzorców i konieczność powrotu do przeszłości. Dla osób starszych odnajdywanie owych nawiązań może być prawdziwą uciechą, jednak osoby młodsze mogą uznać to za nużące, a z wymienionych nazwisk, zespołów i tytułów kojarzyć jedynie reżysera filmu (ja osobiście kojarzę jeszcze RPG, D&D i Monthy Pythona, ale ciężko mnie zaliczyć do typowych przedstawicieli młodzieży).
Największą wadą tej powieści są postacie, a w szczególności Art3mis. Jeśli ktoś zna termin Mary Sue – moje gratulacje, to (między innymi) ona, jeśli nie – główna bohaterka poprzez swój wygląd i wpisy kreuje się na osobę racjonalną, chłodną i ironiczną, natomiast „na żywo” jest gadatliwa, głupiutka i zawsze wszystko jej się udaje.
Cała reszta jest (o ironio) idealna. Główny bohater to geniusz informatyczny i techniczny (a przy okazji self-insert autora), pochodzi ze złego środowiska i ma BARDZO cięte riposty, Art3mis ma drobny defekt w wyglądzie (królestwo gdyby jeździła na wózku), ale poza tym jest świetna, Daito i Shoto (swoją drogą, czemu nie było ich więcej) są przywiązani do kultury (tyle). Spod tego schematu wyłamuję się Aech, jednak jego wada jest oczywiście uzasadniona (złe i niedobre środowisko).
Fabuła posiada wprawdzie kilka drobnych błędów, jednak nie odbierają one przyjemności z czytania. W większości. Zakończenie jest… jasno dające do zrozumienia, że autor nie miał pomysłu. Fachowo można nazwać to Deusem ex Machiną, a mniej fachowo – zawsze gdy pisarz nie wie jak zakończyć bitwę/akcję, na scenę wkracza Dumbledore/Gandalf/Aslan i kończy wszystko (na zasadzie „bo tak”). To rozwiązanie… jest złe. Bohaterowie powinni sami podjąć wyzwanie, zawalczyć ze swoimi słabościami, a nie przyzywać miejscowego OPa (overpower, wszechmocny, omnipotencjalny), co mogli by już zrobić na początku (nawet jeśli OP przychodzi sam, zauważcie, że na początku też może).
Podsumowując 4/10
"Player one” jest książką bardzo przeciętną. Kogoś mogą ucieszyć nawiązania i kultura, jednak… Brakuje tam “opinii” o niej. Całość jest wypluwaniem przez bohaterów internetowych definicji (swoją drogą, zapamiętanie tego wszystkiego byłoby niemożliwe), a jedynie z początku bohaterowie kłócą się, czy “Zaklęta w sokoła” jest fajnym filmem. Cała kultura lat 80 jest przedstawiona jako wspaniała i idealna, niemalże utopijna (a miałam mówić o antyutopii…). W dodatku wszędzie są krótkie notatki z Wikipedii (gdy mowa o rzeczach przeszłych), acontrario opis gry w Pac-mana zajmuje dwie strony. (to wygląda tak, jakby autor chciał pochwalić się wiedzą).
Mogę tak wymieniać jeszcze długo: bohater self-insert (uosobienie autora, które ma pokazać go w jak najlepszym świetle), źli bez motywacji (przy okazji robienia researchu usłyszałam, że ktoś napisał fanfick uzasadniający to, który autor potem dodawał do wydań oryginalnych), jednak głównym zarzutem w stronę tej książki jest jej rzekoma “reprezentatywność”. Powieść obrazująca wszystkich geeków, jednak większość geeków zarzuca jej powielanie krzywdzących stereotypów. Bohater który poza komputerem nie ma życia, masturbuje się i stara się to uzasadnić, a niemal całego jego zajęcia w wolnym czasie to lata 80 (filmy, seriale, autor wspomina też o książkach, ale nie widzimy tego w trakcie akcji).
Jednakże w porównaniu do większości debiutów, ten nie wydaje się być taki sam w sobie zły. Bywały powieści gorsze (które już debiutanckie nie były), a “Player one” mógłby zyskać lepszą opinię, gdyby nie był stawiany na piedestale jako wzór wszelkich cnót i prawdziwych wzorów. Negatywne opinie z pewnością by powstały, jednak ze względu na błędy “wewnętrzne”, a nie kreowanie stereotypowego obrazu geeka i przedstawianie go jako tego właściwego.
Komentarze
Prześlij komentarz