O czym marzą androidy - "Łzy Mai" M. Raduchowska


Źródło: LubimyCzytać.pl

Niezwykle futurystyczna wizja świata – akcja tej powieści nie dzieje się jednak w bardzo odległej przyszłości, lecz w latach 30. XXI wieku, co oznacza, że jestem między trzydziestką a czterdziestką, wokół wyniszczony przez zmiany klimatyczne świat (tak to będzie, misiaczki, jak będziemy dalej używać plastikowych słomek!), rozwinięta technologia, androidy, których na pierwszy rzut oka nie odróżnisz od ludzi, wtórni analfabeci, którzy już nawet czytać nie potrafią… Przerażające. Ale na swój sposób fascynujące, jak wiele książek z gatunku science fiction, po które tak chętnie sięgamy.




Trzy lata przed główną akcją powieści miał miejsce Bunt, w którym androidy odwróciły się przeciwko ludziom, kilka osób straciło wtedy życie. Porucznik wydziału zabójstw Jared Quinn ledwo przeżył tę katastrofę, zdradzony przez swoją replikantkę Mayę. Długo zajęło mu dojście do siebie, zwłaszcza że jego ciało musiało zostać ulepszone z wykorzystaniem najnowszej technologii. Żywi on wyraźną niechęć do androidów, wraca jednak do pracy w policji. Z początku nie ma tam zbyt wiele pracy, prawie wszystkie sprawy rozwiązywane są natychmiastowo dzięki najnowszym rozwiązaniom technologicznym. Jednak kiedy zostaje zamordowana młoda kobieta, a policja nie daje rady dociec kto stoi za tym incydentem, Quinn zyskuje szansę na udowodnienie swojej wartości poprzez prowadzenie tradycyjnego śledztwa.

Dzięki rozwojowi technologii ludzie mogą ulepszać swoje ciała, co wydaje się idealnym rozwiązaniem – w końcu kto nie marzy o wymianie uszkodzonego narządu na nowy, o wyostrzeniu zmysłów i lepszej sprawności fizycznej? Jest jednak mały problem – te rozwiązania dostępne są tylko dla bogatych. Biedni muszą zadowolić się lekiem reinforsyną, który jest niebezpieczny i silnie uzależniający. W dodatku marzą o nim również androidy, bo dzięki niej mogą odczuwać emocje. To właśnie wzbudza powszechny lęk - możliwość kolejnego Buntu cyborgów, które tym razem będą w stanie odczuwać ludzkie emocje.

Głównego bohatera naprawdę da się lubić. Jest zagubiony, ma zespół stresu pourazowego, w dodatku ma problemy rodzinne i nienawidzi “nowych”, stosowanych na każdym kroku, technologicznych rozwiązań. To sprawia jednak, że naprawdę można mu współczuć i kibicować. Mamy też bohaterów drugoplanowych. Żaden z nich nie jest naprawdę istotny, ale nie są też tylko „paprotkami w pokoju”, z pewnością są ważni dla Quinna i zapisują się w pamięci czytelnika.

Książka była (przynajmniej dla mnie) dość refleksyjna. Jako że bardzo skupia się na jednostce, widzimy jak nowoczesny świat oddziałuje na człowieka – staje się on samotny, narastają w nim obawy o własne bezpieczeństwo i przyszłość. Technologia ułatwia życie, ale nie czyni go szczęśliwszym. A taka wizja świata? Wydaje się na pozór nierealna, jednak niebezpiecznie się do niej zbliżamy, pozwalając maszynom na wyręczanie nas w wielu płaszczyznach życia oraz doprowadzając do zniszczenia środowiska.

Z początku trochę wolno mi się czytało, zapewne z powodu rozbudowanych opisów świata. Dzięki nim jednak możemy wniknąć w przedstawioną w powieści rzeczywistość. Myślę jednak, że warto przysiąść do tej książki. Gdy zaczyna się właściwa akcja, książka wciąga jak prawdziwy, dobry kryminał.

Nie przepadam za dawaniem ocen liczbowych, ale myślę, że książce należy się 7/10. Nie jest to jedna z tych książek, które wzbudzają skrajne emocje, ale ma wiele zalet: dobrze skonstruowani bohaterowie, przyjemny język, fabuła dość prosta i momentami przewidywalna, ale sam pomysł naprawdę się broni. No i warto też pamiętać, że jest to książka polskiej autorki i choćby dlatego warto po nią sięgnąć. Szczególnie że (zupełnie niesłusznie) nasza rodzima literatura jest uważana za gorszą. 

Komentarze