Szekspir byłby dumny - "Teatr złoczyńców" M. L. Rio



Że u Szekspira trup się ściele gęsto, to wszyscy wiedzą, zwłaszcza grupa studentów, która wciąż odgrywa jego sztuki i cytuje je nawet w prywatnych rozmowach. Ale gdy przychodzi im zmierzyć się z prawdziwą śmiercią, wszystko jest inaczej. Nie ma w niej pięknej teatralności. Wszystko jest przerażająco prawdziwe. Również policja, która interesuje się tą sprawą i szuka mordercy. Jak młodzi zachowają się w obliczu tak dramatycznych wydarzeń?

Głównym bohaterem oraz narratorem powieści M. L. Rio "Teatr Złoczyńców" jest Oliver Marks. Wychodzi on właśnie z więzienia, po odsiedzeniu wyroku za zabójstwo. Czy to jednak naprawdę Oliver był mordercą i jak do tego doszło, że trafił do więzienia? Cofamy się wraz z nim do młodzieńczych lat i wspólnie przeżywamy tę historię. Każda strona powoli odpowiada na wiele pytań, które możemy sobie zadać. Poznajemy jego myśli, pragnienia, poznajemy też jego przyjaciół i towarzyszymy im przez cały rok akademicki. Nic nie zapowiada tragedii, choć my od samego początku wiemy, że jest ona nieunikniona.

Nie chcę dużo mówić o fabule, bo wspaniale jest ją odkrywać samemu. Mimo tego, że morderstwo jest tu głównym wątkiem, nie jest to kryminał, przynajmniej nie taki typowy. Właściwie nie jest trudno domyślić się prawdy. Ale właśnie to nie dla wątku kryminalnego warto przeczytać tę książkę. Czuć niesamowitą chemię między bohaterami – miłość, zazdrość, gniew, przyjaźń, wierzymy w to wszystko. Niesamowicie została też przedstawiona ich miłość do teatru i aktorstwa. Autorce należą się wielkie brawa za wplatanie cytatów z Szekspira tak, że pasowały one idealnie do sytuacji. Widać, że musi naprawdę dobrze znać jego dzieła. Również bardzo doceniam pracę tłumacza, który nie użył tylko jednego tłumaczenia, tylko dopasował, która wersja pasuje najlepiej. 

Aktorzy z natury są wybuchowi - alchemiczne stworzenia zbudowane z łatwopalnych składników: emocji, ego i zazdrości.

Język jest ładny, literacki, ale książkę czyta się szybko. Można się pozachwycać takimi pięknymi cytatami jak ten powyżej. Dialogi z kolei są naturalne (może oprócz tego Szekspira, ale no błagam, chciałabym żyć w świecie gdzie ludzie cytują Szekspira!). Najważniejszy jest przede wszystkim klimat tej opowieści, ja przepadłam w nim całkowicie. Kto kocha teatr, ten pewnie zrozumie mój zachwyt. Bo gdyby nie on, ta książka nie wyróżniałaby się specjalnie na tle innych. Więc jeśli ktoś nie jest zakochany w magii teatru, to nie tyle odradzam, co po prostu nie zachęcam, bo pewnie momentami się wynudzicie.

Och, no i poświęćmy jeszcze chwilę Oliverowi, bo to jest jeden z tych bohaterów, którym kibicuje się całym sercem. Taki cichy, nieśmiały, zagubiony w swoich uczuciach, do tego dokładają się problemy rodzinne i finansowe i… no przecież wiemy, jak to się dla niego kończy. Serio, aż cały czas miałam ochotę go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. A czy faktycznie było… Przekonacie się sami.

Już chyba wyczerpałam temat, kogo miałam zachęcić, tego zachęciłam. Jeśli macie tę książkę na stosie hańby, sięgnijcie po nią, bo jest to po prostu dobra literatura.

Komentarze