Gdy spadasz, a ratunku brak - "Zatrzymać gwiazdy", K. Khan


Niebo gwiaździste nade mną – chciałoby się westchnąć, zadzierając głowę wysoko w górę i próbując policzyć nieskończoność. Mimo tylu badań kosmos jest przestrzenią wciąż nieznaną, nadal jednak uznawaną za piękną. Czy ktoś pomyślał, że gwiazdy, świadome swej urody, kpią z niedoskonałego gatunku ludzkiego? Dzięki swej długowieczności widziały całe pokolenia i poznały wiele historii. Cóż im po uznaniu i zachwycie, skoro one trwają, a my giniemy?

Katie Khan przedstawiła kosmos jako przestrzeń morderczą, która mimo swej rozległości stała się pułapką. Carys i Max z nieznanych na początku przyczyn znaleźli się poza statkiem kosmicznym. Tlenu wystarczy im na półtorej godziny, a ponieważ każda minuta jest cenna, oznacza bowiem życie lub śmierć, próbują ten czas wykorzystać na powrót do bazy. Pomiędzy kolejnymi nieudanymi próbami wspominają swój związek, przedstawiając przy okazji świat, w którym przyszło im żyć. 
Skomplikowany system rotacji zmienił Ziemię w utopię – każdy zna kilkanaście języków, podróżuje po całym świecie, może uczestniczyć w licznych wydarzeniach kulturowych, których przeżywanie jest na znacznie wyższym poziomie niż obecnie (np. dzięki specjalnemu sprzętowi bohater czuje jakby sam był sportowcem, gdyż ich oddechy, temperatury ciała, zasięg wzroku zostają zsynchronizowane). Ale czy ktoś naprawdę wierzy, że tak idealny świat może istnieć? Jasne - daje wiele możliwości, stawia na samorozwój i każe uwielbiać system, który go stworzył. Eee… coś tam chyba nie pasuje? Nie ma w nim miejsca ani na prawdziwą miłość, ani przyjaźń. Jak bowiem można kogoś do końca poznać, zaufać mu i dzielić wspólne chwile, skoro za kilka lat jest się przydzielonym do innego kraju, w którym trzeba mieszkać aż do kolejnego przeniesienia? Tak właśnie działa system rotacji oraz piękno podróżowania po świecie. Oczywiście w końcu nadejdzie czas na ustatkowanie się (skądś jednak biorą się dzieci), ale to dopiero po ukończeniu 35 roku życia. Carys i Max, jak łatwo się domyślić, nie mają jeszcze 35 lat, a jedno dla drugiego jest tak absolutnie wyjątkowe, że nie potrafią bez siebie żyć, dlatego łamią reguły idealnego systemu (i to jest niby pierwszy taki przypadek w historii – taaa jasne Katie Khan). 
Fabuła jest prowadzona dwutorowo – przedstawia rozpaczliwe próby bohaterów, by powrócić na statek oraz historię ich miłości. Ani jedno, ani drugie nie jest w ogóle interesujące. Szkoda, bo sam pomysł na książkę jest godny podziwu i niezwykle kreatywny. Mimo to, autorce ta powieść zupełnie nie wyszła, a powodów jest kilka. Bohaterowie są papierowi – nie chodzi tylko o brak realności, bo Katie Khan starała się wykreować im przeszłość i dać jakieś zainteresowania (ze skutkiem nader oczywistym), ale to co i jak mówią nie robi z nich postaci, które się lubi. Ja jako czytelnik pragnę bohaterów, których pokocham, którym kibicuję i w końcu – którym mam nadzieję, że nic złego się nie stanie. To chyba oczywiste. A w tym przypadku, jakkolwiek okrutnie to zabrzmi, jest mi wszystko jedno jak się skończy historia Carys i Maxa. Mogą umrzeć w kosmosie, a mnie to będzie obojętne. Przykra prawda. Ich związek nie rozwija się w ten sposób, że z niecierpliwością czeka się na pierwszy pocałunek i samemu chciałoby się przeżyć takie love story. Ooo nie. Ich związek jest faktem dokonanym (choć w sposób jaki ze sobą rozmawiają nie brzmi jakby był bardzo romantyczny), za moment czytelnik dowiaduje się jak wyglądał początek, potem wzloty i upadki, choć raczej przeważają upadki, aż wreszcie znowu to dlaczego wiszą w próżni z coraz mniejszą ilością tlenu. Nie chce mi się dalej o tej dwójce pisać, choć uwierzcie, że jeszcze można o nich sporo ciekawych rzeczy powiedzieć (niekoniecznie pozytywnych). Co jeszcze autorka zrobiła źle? Popisała się wiedzą. To w zasadzie mogło być dobre, ale… Musiało być „ale”.  Bardzo naukowe kwestie zostały włożone w usta bohaterów przy okazji planowania powrotu na statek, ale jest to tak nienaturalne, jak ktoś, kto miał przygotować prezentację na fizykę, więc przepisał wszystko z Wikipedii i teraz to tylko odczytuje przed klasą. Pada wiele mądrych słów, których nieważne, że on nie rozumie, ale jego słuchacze nie rozumieją! Można mijać całe dialogi, a i tak nic się nie traci z książki. Oprócz pomysłu jest jeszcze jedna kwestia, która niekoniecznie ratuje tę powieść, ale można ją policzyć na plus autorce, a jest nią zakończenie. Zaskakujące i osobiście jeszcze nigdy z czymś takim się nie spotkałam. Staram się wybaczyć Katie Khan, bo to jej debiut i cała kariera jeszcze przed nią, dlatego trzymam kciuki, by się rozwijała i nie próbowała upchnąć wszystkich swoich pomysłów w jednej książce. Muszę jednak przyznać, że straciłam czas. 
Wysoko nad nami rozpościera się nieboskłon i wolę wierzyć - może naiwnie -  ale wolę wierzyć, że gwiazdy nie kpią z naszej niedoskonałości, lecz uśmiechają się, łagodnym światłem rozpraszając mrok nocy. Katie Khan zobaczyła kosmos jako zbiorowisko śmieci, zimna i trupów. Może tak uważa autorka, która chciała zatrzymać gwiazdy. Może tak uważają twórcy w ogóle. Ale ja jestem romantyczką i widzę kosmos jako piękno w najczystszej postaci.

Komentarze